wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział 12: Jak ze scenariusza

*Violetta*

Spojrzałam w  pewnej chwili, mimowolnie na wyświetlacz telefonu. Może ktoś zadzwonił - Angie, tata - myślałam, choć tak na prawdę czekałam na jakiś znak życia od Leona. Nic. Odkładałam już telefon, ale jeszcze raz spojrzałam na wyświetlacz. 20.20! Od 3 godzin już tu siedzimy! Tata mnie zabije. W dodatku zaczyna się ściemniać.
-Ej dziewczyny. Dziewczyny! - wrzeszczałam na nie, klaskałam im przed oczami, pstrykałam palcami, ale nie reagowały. Jak zahipnotyzowane.
-Camilla - krzyknęłam. Musiałyśmy już stąd iść. Choć prawda była taka, że żadna z nas nie chciała oddalać się choćby na milimetr od tego miejsca. To nie była zwykła polanka. To miejsce - takie magiczne, niepowtarzalne, spokojne, a zarazem takie żywe. Wszystko w nim było niezwykłe. Gdybym tylko mogła tu spędzać każde chwile życia. Taki spokój i harmonia, życie jakie jest wymarzone przez nawet najbardziej szalonego człowieka na ziemi. Muszę tu zabrać Leona. Wiem, że mało czasu ostatnio razem spędzamy, a tutaj możemy przesiedzieć całe dnie, miesiące, a nawet lata. Sami, mając jedynie siebie. Ale to nam wystarcza. Móc go widzieć, słyszeć jego delikatny głos, taki ciepły i przyjemny - jest dla mnie ósmym cudem świata. Osłoną w czasie deszczu, słońcem, gdy na dworze mróz. Tlenem, dającym powietrze. To dla niego żyje. Czasem może się to wydawać dziwne, a nawet zwariowane, ale tak to już jest. To Leon odmienił moje życie. Zmienił się dla mnie, a ja dla niego. Postawiłam się tacie. Wtedy wiedziałam co i jak, o co chodzi w życiu i miłości. On to ten jedyny. Dobra, ja tu upominam dziewczyny, a sama się zamyślam.
-Dziewczyny - powiedziałam spokojnie, a w głowie miałam już ułożony plan - Dobra, ja idę, a wy zostańcie, skoro tak wam się podoba to miejsce - powiedziałam, po czym zabrałam koc, włożyłam go do torebki i poszłam przed siebie, zostawiając je tam same. Miały siebie. Wiatr muskał moje gołe ramiona i rozwiewał moje włosy na wszystkie strony świata. Stanęłam na chwilę i przyjrzałam się okolicy. Było już praktycznie ciemno, a ja sama zawsze bałam sę wracać, nawet w dzień. Bez Leona nie czułam się już nigdzie bezpiecznie, nawet we własnym domu. Nie było świateł, latarni, czy podświetlanych napisów na klubach. Ciemność i taka pustka, że można było usłyszeć własne myśli. Zachód słońca był już około godziny temu. Mogłam na niego choćby zerknąć. Nie zrobiłam tego. Nigdy nie widziałam tak pięknego, czy raczej tak opisywanego widoku. Chciałam go zachować na specjalną chwilę z ukochanym. Bo to właśnie na takie momenty człowiek czeka całe życie. Pierwszy pocałunek, pierwszy dzień w szkole, osiemnaste urodziny. Ach. Rozejrzałam się jeszcze raz, tym razem dokładniej. Zmrużyłam oczy i odgarnęłam niesforne włosy za ucho. Postanowiłam iść dalej. Przyspieszyłam kroku, nawet gdy znalazłam się na drodze pod górkę nie przestawałam iść.
-Violetta - usłyszałam - Violetta! Czekaj, zatrzymaj się! Słyszysz?! Stój! - krzyki nie ustawały, a ja nie przystanęłam choć na chwilę. Wręcz przeciwnie - przyspieszyłam. Z każdym krokiem, czułam niepokój, ktoś za mną szedł. Tak, ja wiem, że to były moje przyjaciółki. Nie byłam na nie obrażona, czy coś. Może, na pewno chciałam, by ktoś mi potowarzyszył. Bałam się. Narastał we mnie strach, tak wielki, jak jeszcze nigdy. Wokół panował mrok. Kto wie co mogło mi się tu przytrafić. Scenariusz jak z jakiegoś horroru - młoda dziewczyna idzie samotnie przez pustą polanę w nocy. Słyszy tylko szelest liści. Czuję tą niepewność. Z każdym kolejnym krokiem, zastanawia się czy wykonać kolejny. Wokół nie słychać nic. Cisza, aż niebezpieczna. I nagle słyszy za sobą kroki, odwraca się, czuje potężny ból głowy i upada. Potrząsnęłam lekko głową. Nie mogłam do siebie dopuszczać tak strasznych myśli, w takim przerażającym miejscu. Nagle ktoś złapał mnie za ramię. Nie czułam się wtedy, ani dobrze, komfortowo, czy bezpiecznie. Uścisk ten był tak mocny, że nie mogła być to żadna z moich przyjaciółek. Zacisnęłam mocno oczy, z których popłynęło kilka łez. Tak strasznie bałam się odwrócić. Nie chciałam otwierać oczu, z których wciąż płynęły łzy. A te obawy sprzed kilku minut, teraz sprawdziły się. Rozumiem jakby był wieczór, ale jest już po dziewiątej. W mojej głowie wciąż mówiłam sobie, że to któraś z moich przyjaciółek, która po prostu mocniej ścisnęła moje ramię, lub, że to któryś z chłopaków z naszej paczki, po którego zadzwoniły dziewczyny. Ale jednak cały czas wiedziałam, że to obca osoba teraz ściska moje ramię, nie wiedziałam jakie są jej zamiary. W końcu powoli, na pięcie zaczęłam się obracać. Gdy stałam do niego przodem powoli otworzyłam oczy. Ujrzałam...

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No czeeeść. Wiem wredna jestem, podła i okrutna.
Kogo ujrzała Viola?
To wiem tylko ja.
Jeśli chcecie wiedzieć jeszcze dzisiaj kto to jest to zrobimy tak

5 komentarzy=kolejny rozdzialik dziś

Ale ostrzegam. Nie wiadomo, czy kolejny napiszę tak wcześnie jak pozostałe. Może to nie być nawet w tym tygodniu lub gdzieś w piątek.
Ahh...No i jeszcze coś. Czy mogłabym dodawać takie tytuły do rozdziałów? Myślę, że tak by było ciekawiej, a tytuł byłby takim wprowadzeniem do rozdziału. Więc piszcie, no i pamiętajcie o wcześniejszych zdaniach - wiem, ale ze mnie wredota.
Sasi  

5 komentarzy:

  1. Super rozdział xd
    Czekam na nexta :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, czekam na kolejny.
    Zapraszam do siebie. Opublikowałam nową notkę, więc liczę na komentarz : violetta-and-her-world.blogspot.com
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny rozdział :)
    Ciekawe, kto tam za nią stoi ;)
    Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  4. SUPER!!!!!!KTO STAŁ ZA VIOLĄ?? O_o ?? Zapraszam :
    http://violettomaniaczka.blogspot.com/
    http://violettta-my-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. super super super czekam na kolejny i zapraszam do mnie http://aleksandralalak123.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń