niedziela, 28 lipca 2013

Rozdział 11:Refleksje

*Fran*

Na  recepcji, kobieta, która tam stała dała mi receptę. Wzięłam ją i odeszłam na przystanek autobusowy. Viola chciała mnie podwieźć, ale ja nie chciałam jej robić problemu. W końcu wyszło na to, że pojechała razem ze mną. Najlepsze było to, że wszystkie wpakowały się do tego autobusu. Najbardziej zdziwiło mnie to, że Ludmiła też do niego wsiadła. Dziewczyny, a raczej Viola i Lu nie miały pojęcia jak to wszystko działa i chciały nawet podejść do kierowcy i powiedzieć mu gdzie chcą jechać. Miałyśmy z nich niezły ubaw, ale w końcu wytłumaczyłyśmy im co i jak. Po 10 minutach wysiadłyśmy z pojazdu i znalazłyśmy się na polanie. No tak. On jechał okrężną i teraz byłyśmy jeszcze dalej od mojego domu niż 10 minut temu. Tak w ogóle to byłyśmy dalej od jakiegokolwiek domu. Wokół nas była pustka. Postanowiliśmy się nie spieszyć się do domów, ani gdziekolwiek. Chciałyśmy nacieszyć się chwilą sam na sam z naturą. Bez tych wrzasków, hałasu, przykrości, smutnych twarzy ludzi, które mogłyśmy ujrzeć w mieście. Krążyłyśmy tak, ale w końcu znalazłyśmy wielkie drzewo, które dawało cień. Miałyśmy przy sobie koce z plaży, więc rozłożyłyśmy je pod drzewem i usadowiłyśmy się na nich. Wtedy mogłoby się wydawać, że każda z nas myślała teraz o czymś ważnym i zupełnie nieważnym. I tak też było.

*Naty*

Siedziałam na  swoim kocu. Tak jak każda z nas w tym momencie myślałam. O czym? Chyba raczej o kim. O nim. O chłopaku, którego kiedyś nienawidziłam. To on dawał mi poczucie niewyobrażalnego szczęścia. Jak ja mogłam nie widzieć tego? Przecież zawsze, gdy pokłóciłam się z Ludmiłą, wtedy, gdy jeszcze byłam tą "złą", gdy byłam z dołku, on zawsze mi pomagał. Wycierał łzy, które lały się z moich oczu, przytulał mnie, dawał mi te poczucie bezpieczeństwa, tą bliskość, której tak bardzo potrzebowałam. Był dla mnie wsparciem. Nie lubiliśmy się wtedy, a co dopiero mówić o przyjaźni. Przez tyle lat życzyłam mu jak najgorzej, dokuczałam mu, byłam opryskliwa. On wtedy mógł spojrzeć mi w oczy, powiedzieć jak bardzo mnie nienawidzi, ale nie. On mnie wsparł. Dzięki niemu postawiłam się Ludmile i wreszcie zapanował pokój. Muszę mu powiedzieć o swoich uczuciach. A jeśli on tego samego nie czuje - trudno. Muszę zaryzykować. Nawet jeśli ucierpi na tym nasza przyjaźń. On mnie zrozumie. Zawsze mnie rozumiał.

*Violetta*

Nie  mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Teraz już nie zważałam na nic. Gdyby mój tata jednak się nie zmienił i nie pozwalał mi na Studio, rozwijanie pasji, miłość i przyjaźń, nie przejęłabym się tym. Teraz już wiem co dla mnie dobre. A muzyka? Muzyka to moja pasja, to coś co kocham i nie chcę tego ukrywać. Teraz wreszcie wiem, że muszę robić to co kocham. A Leon zawsze będzie mi w tym pomagał. A właśnie - Leon. Od czasu przylotu z wakacji spędzamy coraz mniej czasu. On wie, że czasem trudno mi pogodzić niektóre rzeczy, czynności. Czasem coś jest ważniejsze od czegoś innego. Niektórzy myślą, że skoro jesteśmy jeszcze młodzi,to mamy jeszcze czas na to by być razem, na naszą miłość. Ale my się tak kochamy. Cały czas boję się, że ktoś mi go zabierze. Że zabierze go jakaś inna dziewczyna, że będzie lepsza ode mnie. Da mu miłość i szczęście, to czego ja czasem nie mogę mu dać. Wtedy nawet nie będziemy przyjaciółmi. Nie będę potrafiła go zadowolić. Nie usłyszę już jego głosu. Jego oczy, zniewalający uśmiech, poczucie humoru. To wszystko odejdzie razem z nim. A ja zasnę w głęboki sen i będę marzyła, by już nigdy się nie obudzić.

*Camilla*

Dziewczyny  teraz siedzą w myśleniu. Rozumiem je. Chcą się zastanowić nad życiem. Fran, ona nie ma chłopaka, właśnie złamała rękę, a i tak się nie przejmuję. Ona chyba jako jedyna jest w stanie w pełni cieszyć się tym co ma. Ja, ja jestem inna. Przecież mam tak wiele rzeczy, który każdy człowiek pragnie mieć. Choćby przyjaciół, którzy skoczą za tobą w ogień. Nie wiem czemu, ale nie potrafię się tym cieszyć. Chociaż jest jeden powód...

*Fran*

Nie rozumiem. Już niczego. Te wszystkie sprawy, i zagłębianie się w trudniejsze tematy, nie wyjaśniają niczego, Nikt nie potrafi rozszyfrować życia. Natura to jedyna rzacz, która nie jest, i nie chcę być znana. Teraz nadeszła pora, by w pełni się jej przysłuchać. Śpiewy ptaków, szum wiatru, szeleszczące liście. To wszystko, niby takie zwyczajne, ale jednak takie wspaniałe, niepowtarzalne. Sądzę, że ten dzień, i pobyt na polanie nam wszystkim dobrze zrobił. Teraz już wiem, że to będzie te miejsce. Moje sekretne miejsce.

*Ludmiła*

Siedzę i zadaję sobie jedno pytanie - jak ja mogłam być taka głupia. Przez tyle lat być diwą, wredną żmiją. A jednak znaleźli się ludzie, którzy mimo moich licznych błędów potrafili mi wybaczyć i zaprzyjaźnić się ze mną. Tak po prostu zapomnieć i dać mi drugą szansę. Teraz wiem, że już nigdy nie będę taka jak kiedyś. Zmienię się. Nie, ja już się zmieniłam. I taka już zostanę. A to wszystko wina rodziców. Gdyby poświęcali mi choć trochę uwagi i swojego czasu, byłabym inna. Nigdy im tego nie wybaczę.



---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest, późno, ale jest, i to dosyć długi. Liczę na szczerą opinię i dużo komentarzy. Jutro chyba nie dodam, bo chcę, aby wyszedł długi.
Wasza Sasi<333
 



3 komentarze:

  1. Świetny rozdział.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Prześwietny rozdział ;)
    Te refleksje... I będzie Naxi!!!
    :*
    Pisz łądnie,
    Carmen E.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo podoba mi się rozdział! Czekam na next!
    Świetnie piszesz.
    Zapraszam cię do siebie
    http://violettadisneypoland.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń